Tym razem bajka o słoniu-słoniku – pomagajka dotycząca niepełnosprawności i akceptacji w grupie. Zachęcam Cię do przeczytania czym są bajki, które leczą i o tym jak tworzyć bajki terapeutyczne. Napisana przez Panią Jolę Nartowską. A teraz już zapraszam do czytania!
Słonik Bartuś miał 6 lat. Razem ze swoimi ukochanymi rodzicami – tatą Stefanem, mamą Leokadią i młodszą siostrą Justynką mieszkał w dalekiej i bardzo ciepłej Afryce, wśród gęstych zarośli. Ponieważ był bardzo roztropnym i wesołym słoniątkiem, szybko zaprzyjaźnił się ze słoneczkiem, które codziennie o poranku witało go ciepłym uśmiechem. Bardzo lubił zabawy z siostrą i kolegą Trąbikiem, który był najlepszym przyjacielem Bartusia. Uwielbiali bawić się razem w berka i chowanego. Na wspólnej wesołej zabawie spędzali prawie każdą wolną chwilę. A kiedy czasem było smutno, Bartuś i Trąbik siadali razem w ich ulubionym miejscu – w cieniu rozłożystej palmy i o tym rozmawiali. A kiedy skończyli na serduszkach było im dużo, dużo lżej. Oprócz wspólnych zabaw całej trójki i rozmów z przyjacielem, Bartuś uwielbiał także spacery z całą rodziną. przechadzali się pośród wysokich, kokosowych palm, na których rosło mnóstwo wielkich orzechów – pełnych kokosowego mleka, które Bartuś uwielbiał pić na deser. Podczas przechadzek z rodziną, czuł, że jest najszczęśliwszym słoniątkiem w całej Afryce. Czuł się tak pomimo, że szło mu się troszkę trudniej niż jego siostrze i rodzicom – poruszał się wolniej i szybciej męczył, a bolała go przy tym nóżka, ponieważ była krótsza niż jego pozostałe trzy nóżki. Z powodu krótszej nóżki Bartusia cierpiał także jego kręgosłup, który się wykrzywiał i też dość mocno bolał, kiedy słonik kuśtykał podczas spacerów. Jednak Bartuś nie zwracał na to zbytniej uwagi, najważniejsze było dla niego to, że może wspólnie z najbliższymi cieszyć się i śmiać. Wtedy czuł i wiedział, że jest dla nich ważny i kochają go takim, jakim jest – jego i jego krótszą nóżkę…
Kiedy pewnego dnia cała słoniowa rodzina wróciła już ze spaceru mama, jak co dzień upiekła pyszne, cieplutkie bambusowe ciasteczka, podała kokosowe mleko, które Bartuś tak bardzo uwielbiał i powiedziała do niego:
– Cieszysz się na swój pierwszy dzień w przedszkolu, synku? – To już jutro – pamiętasz?
– Tak, tak mamusiu, pamiętam… odpowiedział z niepewną minką słonik i dodał:
– Wiesz, mamusiu, pamiętam, jak mówiłaś mi o tym, że to bardzo przyjazne i radosne miejsce, w którym poznam wielu kolegów i będę się z nimi bawił. Troszkę boję się tam pójść… Przecież nie będzie tam ani ciebie, ani tatusia, no i Justynki też nie będzie…
W tym momencie Bartuś ściszył głos, a jego oczy zalśniły łzami… Mama natychmiast to zauważyła i ciepłym głosem, przytulając synka mocno do siebie – odpowiedziała:
– Syneczku, rozumiem, że się boisz, to dla Ciebie coś nowego, ale wiesz, wielu z Twoich kolegów też tam jutro pójdzie pierwszy raz. Myślę, że ich serduszka też będą pełne obaw, ale jestem pewna tego, że pani przedszkolanka wszystkie wasze obawy przegoni daleko za góry, za lasy, a wy o nich zapomnicie i będziecie się radośnie bawić, aż do chwili, kiedy po każde z was przyjdą rodzice, by razem wrócić do domu.
– Jeśli tak mówisz, mamusiu, to nie będę się bał! – powiedział już troszkę uspokojony Bartuś. Już po chwili z rozradowaną miną i wypiekami na policzkach wypił swój przysmak zajadając przy tym pyszne ciasteczkowe łakocie.
Nadszedł pierwszy dzień wizyty Bartusia w przedszkolu… Niby wszystko było tak, jak mówiła mu mamusia, niby wszystko się zgadzało, koledzy, zabawki, pani przedszkolanka… Jednak w pewnym momencie Bartuś zauważył, że wokół niego dzieje się coś dziwnego i po cichutku, pytał sam siebie:
– Dlaczego nikt nie chce się ze mną bawić? Czemu wszyscy tak dziwnie na mnie patrzą?
Bartuś długo, długo nad tym myślał, cichutko stojąc pod ścianą i nic z tego nie rozumiał… Tego dnia, wrócił do domu bardzo smutny, opowiedział o wszystkim mamie i rozżalony krzyknął:
– Więcej nie pójdę do przedszkola! – po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju. Po chwili weszła tam mama i ujrzawszy szlochającego synka, powiedziała:
– Wiesz, kochanie, mi też byłoby bardzo smutno, gdyby nikt nie chciał się ze mną bawić.
Na to Bartuś zaszlochał najgłośniej, jak umiał i z żalem zapytał:
– Ale dlaczego mamusiu? Przecież byłem grzeczny i miły dla wszystkich….
Na to mama po chwili odrzekła z troską w głosie:
– A pamiętasz, syneczku, jak bałeś się pójść do przedszkola i tego, co się tam wydarzy?
– No tak, mamusiu. – odpowiedział zdziwiony Bartuś, a mama dodała:
– Wiesz, dlaczego się tak bardzo bałeś, prawda? No bo, bo… nie wiedziałem, jak tam będzie… – odpowiedział. A mama na to, mocno go przytulając rzekła:
– Wiesz Bartusiu, że jedna z twoich nóżek jest troszkę inna, niż pozostałe, prawda?
– No tak, ale przecież ty też o tym wiesz, mamusiu i tatuś wie, i Justynka… i się ze mną bawicie… – Tak, kochanie – odpowiedziała mama – bo bardzo cię kochamy i wiemy, że jesteś bardzo wesołym, rezolutnym i mądrym słonikiem. Wiemy też, że twoja krótsza nóżka nie przeszkadza ci w zabawie, i , że nie zrobimy ci krzywdy baraszkując razem. – Ale myślę, kochanie, że Twoi koledzy mogli się dziś troszkę twojej nóżki przestraszyć.
– Może wcześniej nie widzieli nikogo z krótszą nóżką i bardzo się temu dziwili? Może bali się, że w zabawie mogą zrobić ci krzywdę i będzie cię bolało? A może nie wiedzieli, jak się z tobą bawić?
Bartuś zamyślił się mocno, słuchając słów mamy i dodał z przejęciem:
– Wiesz mamuś, jeden kolega chyba chciał się ze mną pobawić, bo podszedł do mnie, ale po chwili uciekł… – No widzisz syneczku… – rzekła mama – Jak myślisz, dlaczego tak zrobił?
– Hmm… – zastanowił się Bartuś – pewnie dlatego, że nigdy nie widział takiej nóżki, jak moja i się jej przestraszył, a przecież ona nie gryzie… Ha! Ha! – roześmiał się Bartuś i z uśmiechem krzyknął – Mam pomysł! Mam pomysł!
– Jaki, syneczku? – zapytała zaciekawiona mama, a Bartuś z dumą w głosie rzekł:
– Pani przedszkolanka powiedziała nam , że jutro opowie nam o tym, dlaczego jest tyle różnych zwierzątek na świecie i dlaczego każde jest ważne. A ja i moi koledzy: lwiątko, żyrafiątko, strusiątko i tygrysek, będziemy opowiadać czym różnimy się od siebie. Pójdę do przedszkola i opowiem wszystkim o mojej nóżce , bo przecież nikt z moich kolegów takiej nie ma i opowiem też o tym, że ona wcale nie jest straszna, że nie trzeba się jej bać i że mogę się bawić, bawić i bawić, tak jak wszyscy!
– Brawo! Świetny pomysł! – zawołała mama, a po chwili namysłu, dodała:
– Dziś wieczorem tatuś odbierze od doktora twoje nowe ortopedyczne buciki. Kiedy pójdziesz w nich jutro do przedszkola, możesz opowiedzieć kolegom o tym, że twoje buciki są bardzo wyjątkowe, z magiczną wkładką, która sprawia, że twoje nóżki są równe, nie utykasz i nie boli cię kręgosłup, no i chodzi ci się dużo wygodniej.
– Tak, mamusiu! Właśnie tak zrobię! – zawołał Bartuś i rozradowany pobiegł bawić się w berka z Justynką i Trąbikiem.
Kiedy na drugi dzień Bartuś przyszedł do przedszkola, bardzo cieszył się na to, że będzie mógł wszystkim opowiedzieć o swojej nóżce. Z radością poszedł na zajęcia, grzecznie siadając w kółeczku i tak jak jego koledzy z zaciekawieniem słuchał o tym, że na świecie mieszka bardzo dużo zwierzątek, że wszystkie są tak samo ważne. I chociaż różnią się od siebie są sobie wzajemnie potrzebne… A potem w klasie zrobiło się bardzo głośno, bo każdy chciał opowiedzieć coś o sobie. Kiedy Bartuś zaczął opowiadać o swojej nóżce, zwierzątka otworzyły pyszczki z ciekawości i bardzo się dziwiły słysząc, że urodził się z krótszą nóżką i ucieszyły się, kiedy powiedział, że wcale mu ona nie przeszkadza w zabawie. Słonik czuł się dumny z tego, że wszyscy słuchają go z uwagą i pozwolił nawet, by koledzy mogli dotknąć jego nóżki i przekonać się, że wcale nie jest taka straszna…
A ortopedycznych bucików, które nosił, każdy mu zazdrościł, bo nikt nie miał w swoich magicznej wkładki. Od tamtego dnia nikt z kolegów nie bał się już krótszej nóżki Bartusia i wspólnym zabawom nie było końca.
O autorce
Pani Jola Nartowska jest absolwentką studiów pedagogicznych w specjalnościach pedagogika opiekuńczo – wychowawcza oraz pedagogika rewalidacyjna z wczesnym wspomaganiem rozwoju dziecka. Z zainteresowaniem zgłębia wiedzę dotyczącą psychologii dziecka oraz zagadnień pokrewnych.
Pani Jola osobiście jest niepełnosprawna ruchowo. Ze względu na to, problemy związane z niepełnosprawnością są jej dobrze znane i bardzo bliskie. Chętnie napisze bajki na zamówienie. Zainteresowanych prosi o kontakt mailowy na adres: jla2204@interia.pl. Bajki Pani Joli zostały wydane w formie książeczki i można ją kupić tutaj. Polecamy!
Jak się podobała bajka o słoniu Bartusiu?
Pięknie wydana i ilustrowana książka o jeżyku Cyprianie.
Gratuluję tak dobrej bajki.dziękuję za trud włożony w napisanie jej a także za przystępność że mogliśmy z niej skorzystać. ŻYCZĘ SUKCESÓW I KOLEJNYCH BAJEK Z TAK GŁĘBOKIM PRZEKAZEM POZDRAWIAMY MAMA IZA I 4 LETNI FILIP.
Bardzo sympatyczna bajeczka. Jestem od 3 lat niepełnosprawna, zachorowałam i w ciągu pół roku przestałam chodzić i mówić. Dziś, po wielu ciężkich i bolesnych ćwiczeniach poruszam się już samodzielnie i mówię na tyle wyraźnie że każdy jest w stanie mnie zrozumieć. Mimo to ludzie często mnie nie akceptują, zarówno w codziennych sytuacjach jak i na Uczelni, gdzie usłyszałam że niepotrzebnie zajmuję miejsce zdrowym, normalnym studentom. Dobrze jeśli już dzieci będą uczone tolerancji i empatii, tego, że różnorodność jest normą nie wyjątkiem. Szkoda że nie ma takich bajek dla starszych dzieci, jakimi są studenci czy wręcz dla dorosłych. To oni wszak kształtują opinie ludzi na temat niepełnosprawności.
Pani Anno, bardzo się cieszę, że bajeczka się Pani podobała. Chciałabym również bardzo serdecznie pogratulować Pani wytrwałości w dążeniu do obranych celów i wielkich postępów w Pani samorozwoju. A jeśli chodzi o problem braku akceptacji niepełnosprawności przez społeczeństwo… Cóż wiem, co Pani czuje. U mnie również bywało z tym różnie… Również niejednokrotnie słyszałam od wielu słowa nie zawsze przyjemne, zostaną w pamięci na zawsze..Jednak dziś osiągnęłam to, co osiągnęłam i nie zamierzam się poddawać i spocząć na laurach…Nie mam wątpliwości, że akceptują mnie ci, którzy są dla mnie ogromnie ważni i warci mojego zaufania. A jeśli chodzi o tych, którzy nie akceptują mnie wraz z moją odmiennością… Cóż, ich wybór… Wychodzę z założenia, że pewnie nie koniecznie są warci tego, by być w moim życiu… Bardzo mi takie podejście do sprawy pomaga:) Kończąc, chciałabym Pani bardzo podziękować, za to, że podzieliła się Pani ze mną swoimi doświadczeniami i przemyśleniami, bardzo sobie to cenię. Życzę Pani wielu dalszych sukcesów w życiu, tak osobistym, jak zawodowym. Nie mam żadnych wątpliwości, że świetnie sobie Pani poradzi i będzie wytrwale iść naprzód…My – „niepełnosprytni” tak łatwo nie „wymiękamy”, prawda?:) Mocno trzymam za Panią kciuki, serdecznie życzę powodzenia i pozdrawiam cieplutko:)
Moim córeczkom również się bardzo podobało, synek jeszcze za malutki więc nie posłuchał. Dziękuję za bajeczkę i życzę wielu pomysłów na kolejne. Sama chciałabym umieć tak pięknie opowiadać i mieć wiele pomysłów, by móc mojej trójeczce nie tylko czytać ale i wymyślić własne piękne bajeczki.
Pani Lidio, naprawdę pięknie Pani dziękuję za cieple i wzruszające słowa uznania. Pozdrawiam cieplutko Panią i dzieciaczki:)
Serdecznie dziękuję Państwu za tak budujące słowa i bardzo się cieszę, że Bartuś i jego przygody dotarli aż za ocean:) Serdecznie pozdrawiam:)
Wlasnie przeczytalem przez skyp bajke moim wnuczka, ktore mieszkaja w Polsce. Widzialem jak zasypiaja. Madre opowiadanie o „trudnych” sprawach. Pozdrawiam z Connecticut w USA. Waclaw
Pani Jolu, bajka jest swietna. Mojej corci sie bardzo spodobala…niestety wytrwala tylko do polowy i zasnela! Ja natomiast z ciekawosci przeczytalam ja do konca… Gratulacje!
Bardzo Pani dziękuję za uznanie:) Póki co, książki jeszcze nie wydałam, ale jest możliwość napisania przeze mnie bajki na zamówienie, oczywiście odpłatnie. Jeśli jest Pani zainteresowana, proszę o kontakt mailowy. Mój adres jest podany w odnośniku – „O autorce”. Serdecznie pozdrawiam i życzę słodkich snów dla córci:)
super bajka co prawda moja vorvis nie wytrzymała do konca bo smacznie usnela ale ja przeczytalam całą fajna:)
maly byk mi sie wkradł moja córcia nie wytrzymała do końca bo usunęła az chrapie:)
:)
Sliczna bajka, moja corka wysluchala do konca po czym zasnela w 3 sekundy. A tak szczerze to bardz pouczająca nawet dla doroslych. Czy jest mozliwosc kupienia książki z Pani bajkami?
Mojej Oli rowniez sie podobala:) wlasnie zasypiamy.Pozdrawiam cieplo autorke:)
Również cieplutko pozdrawiam i życzę kolorowych snów:)
Słowo się rzekło… Trzeba będzie pomyśleć:)) Ale mam do Dominisi WIELKĄ prośbę o to, by spokojnie i cierpliwie poczekała na żyrafkę i jej przygody:) A swoją drogą…Jak niewiele potrzeba dziecku do szczęścia, prawda? Bardzo mnie wzrusza, kiedy mogę choć troszkę się do niego przyczynić. Pozdrawiam serdecznie i cieplutko:)
Bardzo się cieszę, że pisząc tę bajeczkę, pomogłam…A właściwie, to Słonik Bartuś ma w tym spory udział:) Pozdrawiam serdecznie Panią, Pani Ewelino, a córci przesyłam wielkie buziaki
:)
Dominisia prosiła mnie, by następną bajeczkę opowiedzieć o żyrafce z krótką nóżką:) zażartowałam, że może z krótką szyją, ale nie, bo to ma być koleżanka Bartusia:)
Kiedyś wymyślę Dominisi żyrafkę…A może być taka bez łatek?:)))))
Dominisia po chwili namysłu odpowiedziała, że może.;) Szkoda, że nie widziała Pani jej radości, gdy przeczytałam powyższy odpis:))
Czasem trudno wytłumaczyć zdrowym dzieciom, dlaczego ktoś jest chory lub niepełnpsprawny, a ta bajeczka w piękny i delikatny sposób wszystko dziecku obrazuje. Dziękujemy. Moja pięcioletnia córeczka Dominika słuchała tej historyjki z ogromną uwagą i zachwytem.